"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swietłana Aleksijewicz
7/10
Letnia aura i żar lejący się z nieba, nie powodują u mnie ochoty na lżejszą literaturę. Wręcz przeciwnie! Dlatego właśnie przeczytałam reportaż Swietłany Aleksijewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Tym samym poznałam styl pisania laureatki Literackiej Nagrody Nobla z 2015 roku.
Czy wojna, poza tym, że samo słowo jest rodzaju żeńskiego, kojarzy się z kobietami? Moim pierwszym skojarzeniem jest żołnierz - mężczyzna z karabinem. Po lekturze książki trochę się pozmieniało, ponieważ "usłyszeć" w niej można głosy kobiet, które przeżyły wojnę nie w domu, ale często na pierwszej linii frontu. To opowieść ówczesnych dziewcząt z Rosji, Białorusi i Ukrainy, wierzących w zwycięstwo ZSRR nad Niemcami.
Z każdej strony tej książki wylewa się ból i ogromne cierpienie. Kobiety biorące udział w wojnie służyły na różnych stanowiskach. Nie ma jednak znaczenia czy była to pielęgniarka, czołgistka, strzelczyni wyborowa, partyzantka... każda z nich widziała rzeczy, o których nie sposób zapomnieć. Codziennie obok ginęli ludzie. Był też strach o własne życie i tęsknota za najbliższymi. Młode dziewczyny często wracały z wojny z siwymi włosami i traumą, która nie pozwalała na powrot do normalnego życia.
Nie wiem czy po reportażu "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" sięgnę po inne książki Swietłany Aleksijewicz. Ta wystarczająco mocno mną wstrząsnęła. Może za kilka lat, będę gotowa na więcej. Dziś trudno mi powiedzieć czy mogę ten tytuł polecić. Z jednej strony temat jest ważny i ciekawy, a z drugiej, każda opowieść (jest ich dużo) przyprawia o niemal fizyczny ból. Dlatego wybór należy do Was.
Wydawnictwo Czarne
Stron: 352
Komentarze
Prześlij komentarz